Dokładnie rok wstecz po Świętach Bożego Narodzenia obiecałam sobie i byłam w głębokiej nadziei że następne ( czytaj tegoroczne ) święta będą dopieszczone w każdym calu.
Jawiła mi się wizja radośnie biegających bąbli , zajętych zabawą i sobą, pozwalających na pełne przygotowania kulinarne i wizualne .Tymczasem rzeczywistość nieco odbiegała od założeń .I zamiast lepiej było gorzej.....Owszem dzieciaki biegały po domu, niestety znudzone i rozgrymaszone. Całymi dniami wymagające pełnej uwagi mamy i babci , czyli głównych rąk przygotowawczych . Nawet wieczory i noce które dotąd mijały w ciszy i spokoju zamieniły się burzę spowodowaną lawiną kataru. I jak tu po nieprzespanej nocy , trzymając Zosię na kolanach ( bo tylko tak mogła oddychać ) mieć głowę i siły do przygotowywań ?
Tydzień przed Świętami wszystko szło zgodnie z planem, jedzenie przygotowane i dom wysprzątany na błysk. Niestety ostatnie 2 dni przed Wigiliją poległyśmy.Po raz pierwszy od lat na drzwiach zabrakło świątecznego wianka a na stole stroika.
Pomimo trudu staraliśmy się zachować fason.
i choć początkowe miny były nietęgie, udało się kilka ujęć z tatą ( z mamą nie ma bo ktoś przecież musiał zamrażać chwile )

Jak się szybko zorientowaliśmy dzieci potwornie nudziły się przy stole
Więc zaraz po opłatku z jego resztkami na kamizelce ruszyły po choinkę
a żądza prezentów była tak wielka że umiejętność czytania okazała się zbędna aby trafić na własny
Dzieciaki były w swoim żywiole, roztargnione zmieniały zabawki z prędkością światła
a było ich naprawdę sporo
I choć znów niewiele zjadłam a zaraz po kolacji spędziłam połowę nocy na podłodze przy łóżeczkach to była to piękna wigilia, taka o jakiej zawsze marzyłam.
Wypełnione radosnymi uśmiechami, gwarem i śladami ulepionych łapek na mojej sukience .
Jawiła mi się wizja radośnie biegających bąbli , zajętych zabawą i sobą, pozwalających na pełne przygotowania kulinarne i wizualne .Tymczasem rzeczywistość nieco odbiegała od założeń .I zamiast lepiej było gorzej.....Owszem dzieciaki biegały po domu, niestety znudzone i rozgrymaszone. Całymi dniami wymagające pełnej uwagi mamy i babci , czyli głównych rąk przygotowawczych . Nawet wieczory i noce które dotąd mijały w ciszy i spokoju zamieniły się burzę spowodowaną lawiną kataru. I jak tu po nieprzespanej nocy , trzymając Zosię na kolanach ( bo tylko tak mogła oddychać ) mieć głowę i siły do przygotowywań ?
Tydzień przed Świętami wszystko szło zgodnie z planem, jedzenie przygotowane i dom wysprzątany na błysk. Niestety ostatnie 2 dni przed Wigiliją poległyśmy.Po raz pierwszy od lat na drzwiach zabrakło świątecznego wianka a na stole stroika.
Pomimo trudu staraliśmy się zachować fason.
Jak się szybko zorientowaliśmy dzieci potwornie nudziły się przy stole
Więc zaraz po opłatku z jego resztkami na kamizelce ruszyły po choinkę
a żądza prezentów była tak wielka że umiejętność czytania okazała się zbędna aby trafić na własny
Dzieciaki były w swoim żywiole, roztargnione zmieniały zabawki z prędkością światła
a było ich naprawdę sporo
I choć znów niewiele zjadłam a zaraz po kolacji spędziłam połowę nocy na podłodze przy łóżeczkach to była to piękna wigilia, taka o jakiej zawsze marzyłam.
Wypełnione radosnymi uśmiechami, gwarem i śladami ulepionych łapek na mojej sukience .