11 sty 2011

Święta święta i po świętach.......


Zasiadając z zamiarem napisania tegoż posta jak zwykle podczytałam w pierwszej kolejności zaprzyjaźnione blogi i ............. znalazłam swoje święta w innym domu, no może prawie moje :)

Już obmyśliłam jak to się wyżalę że w tym roku WIGILII raczej nie było wcale a mimo tego radość przeżywania ogromna, kiedy fenomenalnie opisała to szuflada w swoich wspomnieniach.

Ogrom obowiązków jaki towarzyszy wychowywaniu trojaków w konstelacji z niemowlęctwem Trojaków odebrał mi najpierw chęć na szaleństwo sprzątania przedświątecznego a potem na tworzenie wszelkich dekoracji. Wkręciłam sobie usprawiedliwienie - że i tak nic nie będą nic pamiętać więc po co wypruwać sobie żyły.......
Ale moje prawdziwe JA obudziło się dzień przed wigilią i z prędkością światła zrobiłam sprzątanie , a moja kochana mama zajęła się strawą . W nocy do upadłego biegałam po domu rozwieszając światełka ........................

ustawiając anioły,



......... ozdoby




,wyplatając stroiki i wianki a nawet szyjąc świąteczne serduszka :)
i co, można ? ............................. MOŻNA !!!!!!!!!!!!!

Im bliżej było nam do kolacji wigilijnej tym większa adrenalina i pęd do nadrabiania zaległości.
Obrusy uprasowane i nakryte, zastawa wypolerowana, garderoba na wieszakach pozostało tylko dać trojakom jeść, ubrać się i delektować chwilą. Emocje sięgały zenitu, nasze pierwsze święta z dziećmi, wymarzone od tylu lat, w wyobraźni idealne rodzinne święta.......istna sielanka ..................... Sielanka jednak zanim się zaczęła już się skończyła :(
Po jedzeniu dzieci w trybie natychmiastowym oddały się w ramiona Morfeusza akurat w momencie kiedy zaplanowane było przyodziewanie ich w odświętne szaty......
Co robić? Budzić , nie budzić?? Oto jest pytanie. Nie obudzę ,to prześpią kolację, a przecież mieliśmy być wszyscy razem , obudzę , będą grymasiły......Czekam 10 min, 20 min, 30 min.Budzi się Wiktor , więc pędem przystępuje do zmiany odzienia .......... do kolacji pozostało 15 min, jedzenie już się grzeje. Bieganina na pełnych obrotach. Budzi się Zosia - emocje rosną !!!!!! sukienka lśni, buciki itp. Ubieranie poszło sprawnie a jeszcze sprawniej Zosia ową szatę opluła :)
Los zaczyna sprzyjać , 5 min przed kolacją budzi się Franek więc ja ............wiadomo.......... ,
Cała rodzinka w komplecie , wszyscy uśmiechnięci, dzieci ustawione w najlepszym punkcie widokowym salonu, dzielimy się opłatkiem , zasiadamy do stołu .
Nie zdążyłam dobrze przyłożyć łyżki do ust a już moja kolacja się skończyła, jednemu się ulało, drugiemu wypadł smoczek itd, itp. Odpuściłam sobie jedzenie kolacji na raty nie ryzykując zadławieniem . Moim śladem podążył mąż i dziadkowie.
Zaplanowaliśmy wspólne zdjęcia , które też nie do końca się nie udały, dzieciaki bez humorów, wpatrzone w podłogę ............. i fatalne oświetlenie salonu co skutecznie popsuło nam prawie całą sesję :(


Zawsze marzyłam o choince ubranej tak, aby dzieci miały z niej największą radość , kolorowej, ubranej marzeniami . Zawieszonej ozdobami własnej roboty. Niestety na hand made trójca za mała, ale nie mógł mi umknąć całkowicie ten rok, musiał znaleźć się na choince maleńki akcent świadczący o ich obecności. I tak kolekcję dziecięcych ozdób rozpoczęły pingwiny - 3 - a jakże :)


Każde z dzieci zawiesiło też swoją bombkę , ręcznie malowaną, taką która kojarzy mi się ze świętami z mojego dzieciństwa.






I tak zrodziła nam się nasza własna tradycja. Planuję co roku kupować ( później malować z maluchami ) takie piękne , bajkowe bombki . Obliczyłam że za 18 lat powinna uzbierać się całkiem pokaźna kolekcja 54 bombek :)